Jakiś czas temu Agnieszka Kaczorowska potknęła się niefrasobliwie o “estetyczny stół ” pisząc na swoim profilu, na Instagramie o “modzie na brzydotę”. Dopadła mnie wtedy intensywna rozkmina (nożyce się odezwały) i wskoczyłam na falę, która za tym poszła. Dorzuciłam wtedy swoje trzy grosze na mediach społecznościowych, wyrażając myśli i emocje, które za równo post jak i reakcje nim wywołane we mnie wzbudziły (tutaj znajdziesz link do postu).
Nawiązuję teraz do tych wcześniejszych rozkmin w ramach kolejnych przemyśleń, które pojawiły się po przeczytaniu artykułu w Gazecie Wyborczej z lutego tego roku pt. “Polskie nastolatki cierpią z powodu wyglądu. Ponad połowa dziewczyn nienawidzi swojego ciała” (link do artykułu znajdziesz tutaj) oraz po lekturze artykułu o propozycji Norwegii: “Norwegia wprowadzi obowiązek oznaczania retuszowanych zdjęć w reklamach“ (link do artykułu).
Nasunęło mi się wiele pytań: Co można zrobić, aby nastolatki nie cierpiały z powodu niskiej samooceny? Czy pomysł Norwegii na wprowadzenie obowiązku oznaczania retuszowanych zdjęć w reklamach wyświetlających się w mediach społecznościowych, aby przeciwdziałać “presji ciała” wśród nastolatków, to właściwy kierunek? Czy to coś zmieni? Jaki przekaz płynie z powyższych informacji?
Artykuł z Wyborczej pokazujący wyróżniającą się na tle Europy liczbę młodych ludzi borykających się z trudnością samoakceptacji (artykuł skupia się konkretnie na wymiarze cielesnym i ja także skupię się głównie na tym obszarze) omawia moim zdaniem kawałek większego problemu. Zjawisko nie dotyczy tylko nastolatków, ale również rzeszy kobiet w różnym wieku (jak i mężczyzn, ale zwracam się do żeńskiej części w szczególności). Niska samoocena i brak samoakceptacji nie mija samoistnie jak nieleczone przeziębienie po 14 dniach. Propozycja zmian w Norwegii nie jest idealnym rozwiązaniem, o ile jest rozwiązaniem w ogóle. Raczej jest to działanie typu niwelowania strat. Nie zmienia to faktu, że Norwegia zdaje się zauważać rosnący problem. Czy to coś zmieni? Czas pokaże. Na pewno przykuwa uwagę do tematu i jest to, dla mnie osobiście, światełko w tunelu.
Wracając do wypowiedzi Agnieszki K. Nie mam pojęcia jaka była intencja tej wypowiedzi, ale zadziałała na masy jak papierek lakmusowy. Efekt – sytuacja ta uwydatniła jak ogromna jest (i nadal rośnie moim zdaniem) presja obecna w naszym społeczeństwie, jeśli chodzi o kanon kobiecego piękna (i nie tylko kobiecego) oraz wizerunku (zwłaszcza w sieci i w szerokich mediach). Odsłania samotność i potrzebę – ba! – głód akceptacji. Źródła tego głodu to kolejny duży temat. Czego nam trzeba, moim zdaniem, to zaspokojenia ludzkiej potrzeby jaką jest akceptacja, samego siebie i drugiego człowieka.
To największe wyzwanie w dwudziestym pierwszym wieku, przed którym stają kobiety – samoakceptacja.
Co chcę podkreślić – jej brak wykracza poza niechęć do własnej fizyczności. Mogą towarzyszyć temu różne odczucia: poczucie, że jest się wybrakowanym, niekompletnym, gorszym. Myśli z typu: nie zasługuję na wartościowe relacje, bo jestem niewystarczająca(y). Czasami inne silne impulsy, trudności w relacjach, dysfunkcje seksualne, zaburzenia psychosomatyczne, a niekiedy również zachowania autodestrukcyjne. Można też, i według mnie jest to bardzo częste zjawisko – zaprzeczyć ciału, zamrozić je, odciąć się od swojej cielesności, ignorować jego sygnały, potrzeby a nawet traktować jako narzędzie…
Sama jestem przykładem kobiety, która od dziecka (nie od nastolatki) otrzymywała komunikaty, że nie jest wystarczająca, borykała się z akceptacją swojego ciała, mojej urody, wrażliwości, temperamentu, zmian jakie następowały wraz z dorastaniem, dojrzewaniem, zmian które cały czas doświadczam i doświadczać będę. Nauczyłam się po drodze, że aby być wystarczająca muszę być Jakaś. Taka w domu, inna poza, ale nigdy sobą. Bycie sobą to za mało, nie zapewniało przetrwania (tak nasz dziecięcy mózg to rozkminia, a zawsze rozkminia tak, abyśmy przetrwali, więc uczy się takich strategii, które nam to zapewnią).
Moją osobistą, wieloletnią strategią było zamrożenie, brak czucia, unikanie trudnych emocji z tym związanych, wypieranie ich. Na przestrzeni czasu okazało się, że to była bardzo destrukcyjna strategia – ograbiłam siebie i nie dałam sobie możliwości życia pełną piersią, zamknęłam te części mnie, które “nie pasowały” w klatce, a nawet w labiryncie misternych klatek, aby nigdy moje piękne, jedyne w swoim rodzaju Jestestwo, nie wyszło i nie zabrało głosu.
Bo ono nie pasowało!
Pokazanie siebie równało się dla mojego podświadomego sytemu przetrwania ze śmiercią.
Perspektywa pokazania się światu w pełni wzbudzała i nadal budzi we mnie lęk. Lęk przed oceną, która w konsekwencji przynosi odrzucenie. Za odrzuceniem – dla mnie idzie informacja, że nie jestem wystarczająca. Gdy nie jestem wystarczająca, to mogę utracić miłość, nie dostanę miłości albo po prostu nie można mnie kochać. Ani ja siebie samej ani świat mnie…
Ponad roku temu, będą całkowcie się od siebie i świata odcięta przez okres dwóch lat z hakiem, podjęłam – nie powiem świadomą, a raczej instynktowną decyzję, aby siebie ratować, odzyskać. Zaczynam się oduczać i uczyć na nowo tego jak to jest być dla siebie wystarczającą i powiem Ci, że nie jest to łatwe, bo czym skorupka za młodu…. Znajome? Do tego komunikaty z zewnątrz i wydarzania żywciowe wzmacniały, jak zaprawa murarska, moje przekonania, które zbudowałam dawno temu: naturalność, codzienność, “ zwyczajność” jest not enough niestety. Także wiele innych… A kropla drąży skałę…
Cokolwiek Agnieszka Kaczorowska miała na myśli – poszła fala. I mam nadzieję, że będzie rosła i podleje to ziarenko w Tobie, tak jak podlała we mnie. Teraz sama je podlewam pochylając się nad tymi potrzebami i emocjami, które ignorowałam. I obiecałam sobie podlewać je tak długo, aż zakwitnie we mnie pewnego dnia ogromnych rozmiarów drzewo o nazwe ?JESTEM WYSTARCZAJACA(CY)?.
Co możemy zrobić? Mówić o tym, ale przede wszystkim, to co dla mnie jest podstawą jakiejkolwiek zmiany w temacie – wyhodować i potem pielęgnować w swoim wnętrzu samoakceptację dla swojego Jestestwa. Dla całej palety kolorów, kształtów, emocji, myśli, uczuć, jaką jesteśmy. Dopóki sama sobie nie dam pozwolenia na bycie wystarczającą nikt mi tego nie podaruje w prezencie, wręcz przeciwnie – może czasami próbować przesuwać moje granice. I to my kobiety, siostry, matki, babki (i mężczyźni również) jesteśmy w stanie utworzyć wspólny ton nowego przekazu: Ja jestem wystarczająca, Ty też jesteś wystarczająca! Ja uczę się widzieć siebie i Ciebie. Akceptuję, podziwiam i wspieram siebie i Ciebie!
Każda(y) z nas ma swoją drogę akceptacji swojej wagi, kształtu, tych czy innych części swojego ciała, innych części w nas, także tych niefizycznych, lub pozornie niewidocznych dla innych, a dla nas tak istotnych i często trudnych… Ja także nadal składam moje puzzle w całość jaką zawsze byłam, od urodzenia. I pamiętaj – TO NIE ZACZĘŁO SIĘ OD CIEBIE ANI ODE MNIE, ale my to możemy zacząć zmieniać! Bo każdy człowiek urodził się wystarczający i pełny. Świat przez lata nas uczył, trenował, programował, wychowywał (wybierz co Ci pasuje) czym powinnyśmy być a czym nie…
Moja osobista droga to oduczanie się tego czym nie jestem i czym nigdy nie byłam, tego co nie jest moje i tego czego nauczyłam się o sobie, świecie i innych. To odkrywanie na nowo kim jestem, głęboko, głęboko we mnie.
Bo życie nie jest pomalowane pomadką, a jeśli, to rzadko.

Małgosiu dziękuję Tobie za ten prawdziwy głos! Życzę sobie by masa kobiet pzeczytała Twój głos! Oh jak warzne by Siebie widziec i czuc prawdziwie! Tego nam wszystkim zyczę, aho <3
Witam. Jakbym czytała o sobie. Pięknie napisałaś, że bycie sobą to za mało. Nikt mnie takiej nie chciał. Miałam być taka lub inna. Zawsze wg czyjs oczekiwań.Nie umiem z tego wyjść. Już nawet zapomniałam jaka kiedyś byłam. Jak pomóc sobie? Jak Ty sobie z tym radzisz? Pomoc psychoterapeuty? Bo niby dużo wiem, ale to wszystko jest takie chaotyczne i nie umiem sobie tego uporządkować. Od czego zacząć? Zaczęłam od akceptacji innych ludzi, tego jak wyglądają, jak się ubierają, staram się nie krytykować i nie uczestniczyć w krytykowaniu innych, choć kiedyś często brałam udział w takich rozmowach, w stylu” Ona taka gruba, nie powinna się tak ubierać”.
Pozdrawiam i super, że takie tematy podejmujesz, bo to są bardzo ważne sprawy.
Cześć Marzeno, dziękuję za Twój kawałek i przepraszam za milczenie. Ty i ja i wiele, zbyt wiele kobiet i nie tylko kobiet, ludzi tak się czuje w życiu. Myślę, że trudno jednoznacznie stwierdzić ogólnie skąd to się bierze. Każdy z nas ma inną historię, na której zbudował inne przekonania, wierzenia a potem postawy i zachowania. To wszystko jest systemem naczyń połączonych. Taki trochę węzeł gordyjski, ale jeśli wrócimy do początku – czyli do dzieciństwa, to po nitce do kłębka można wszystkie te splątane nitki powoli, z czasem porozplątywać, uwolnić się i odnaleźć w tym wszystkim prawdziwą siebie.
Mi pomaga terapia i praca z emocjami i myślami. Staram się zaglądać za myśli – jakie emocje generują, potem za emocje – jakie wydarzenia lub moja ich interpretacja za nimi stoi. I wracam do tego co moje myśli mi powiedziały i jak się to ma do faktów. Czy to co czuję, myślę o sobie innych świecie, w co wierzę i jak postępuję jest oparte na faktach czy na dawnych historiach, które pomimo tego, że już nie są prawdą stanowią nadal fundament mojej rzeczywistości. Im więcej takich konfrontacji, tym szybciej wyplewiam te stare, a nowe zapuszczają świeże korzenie i to ma swój skutek w nowej postawie, nowych myślach, samoakceptacji, traktowania siebie innych.
To ogromny temat związany według mnie z poczuciem własnej wartości. Ten temat i w terapii i zawodowo mocno u mnie na tapecie od dawna. Jeśli jesteś zainteresowana zapraszam na teorię i ćwiczenia na moich mediach społecznościowych.
Pozdrawiam ciepło i dobrostanu życzę Ci w tym 2022 roku.